Groza w stylu retro
- Utworzono: sobota, 18, maj 2013 08:06
Ekranizacje opowiadań Edgara Allana Poe, zrealizowane przez Rogera Cormana, to bodaj najbardziej udana w historii kina próba adaptacji nowel słynnego Amerykanina. W polskiej telewizji cykl emitowano w roku 1993 - i tak się złożyło, że dla mnie osobiście stał się jednym z wyraźniejszych wspomnień wczesnego dzieciństwa. Dopiero po wielu latach, z perspektywy człowieka dorosłego, widać pewne niedociągnięcia tych filmów, sympatyczną naiwność niektórych rozwiązań technicznych. Wszystko to jednak nie burzy przejmującej atmosfery, bliskiej - jak sądzę - klimatowi grozy, ewokowanemu przez Poego w dziełach literackich, a zarazem dalekiej od wulgarności i przesadnej brutalności wielu produkcji współczesnych.
Corman, urodzony w roku 1926 reżyser, producent i aktor (głównie filmów klasy B), przeniósł na taśmę filmową - jako pojedyncze, odrębne filmy - "Zagładę Domu Usherów", "Studnię i wahadło", "Przedwczesny pogrzeb", "Ligeję" (jako "Grobowiec Ligei" - "The Tomb of Ligeia") i "Maskę Śmierci Szkarłatnej". Prócz tego w zestawie "Opowieści niesamowite", złożonym z trzech nowel filmowych, przedstawił interpretację "Lenory", i "Faktów w sprawie pana Valdemara", a także humoreskę łączącą w sobie elementy "Czarnego Kota" i "Beczki Amontillada". Wziął się także za transformację filmową poematu "Kruk", a poza tym do cyklu zwyczajowo zalicza się też "Nawiedzony Pałac". Ten ostatni film z Poego zaczerpnął jednak tylko tytuł, a fabuła nawiązuje raczej do "Przypadku Charlesa Dextera Warda" autorstwa Howarda Philipsa Lovecrafta.
Skoro już poruszyliśmy temat fabuły, to trzeba powiedzieć, że był on dość problematyczny. Wynika to z tego, że opowiadania grozy Poego w dużej mierze cechują się bardzo skromnie zarysowaną akcją, trudną do przeniesienia na ekran. Są, można rzec, dość statyczne, niewiele w nich dialogów i konkretnych, gwałtownych wydarzeń (poza tymi, które wieńczą dany tekst). Oto bowiem "Przedwczesny pogrzeb" składa się z długiego wstępu, będącego zgoła dziennikarskim opisem licznych przypadków pogrzebania żywcem, później natomiast pojawia się opis przygody głównego bohatera, która - patrząc na zewnętrzne aspekty - polega na uwięzieniu w ciasnej koji na statku (branej przezeń za grób). W "Masce Śmierci Szkarłatnej" czy "Ligei" również mamy długie, ogólne opisy atmosfery i tła, z rzadka przetykane pojedynczymi, wyraźnie oddzielonymi momentami, w których "coś się dzieje". Z kolei w "Studni i wahadle" przez cały czas "coś się dzieje", cóż jednak z tego, gdy rzecz rozgrywa się w ciemnościach, a bohater samotnie miota się w zamkniętych pomieszczeniach?
Z tego powodu ekranizacje Cormana są nie tyle przeniesieniem opowiadań Poego na ekran, ile raczej filmami osnutymi na ich motywach. Pojawiaja się mniej lub bardziej rozbudowane wątki romansowe i przygodowe, dodatkowe postaci etc. W niektórych przypadkach z Poego zostają - prócz klimatu, który być może jest najważniejszy - tylko pewne symbole, motywy (np. ogromne wahadło, zakończone ostrzem czy postać Czerwonej Śmierci w całunie pogrzebowym). Do skrajności dochodzi to w "Kruku" - Corman zostawił motyw tytułowego kruka, a także wspomnienie dawnej miłości (uwieńczonej śmiercią kobiety), wplótł to jednak w komiczną walkę dwóch czarodziejów. Walka jest komiczna w sposób zamierzony - albowiem akurat ten film (podobnie jak wspomniany miks "Czarnego Kota" i "Beczki Amontillada") został zrealizowany na sposób humorystyczny, jako groteska i nieledwie parodia.
Nie byłoby filmów Cormana, gdyby nie Vincent Price, aktor, który wystąpił we wszystkich częściach cyklu prócz jednej ("Przedwczesny pogrzeb"). Zawsze na swój sposób elegancki, demoniczny, chwilami ironiczny i zabawny, świetnie wcielał się w rolę oszalałych arystokratów, rezydujących w posępnych domostwach i zamczyskach ("Maska Śmierci Szkarłatnej", "Nawiedzony Pałac", "Zagłada Domu Usherów"). Świetnie prezentował się w dopasowanych do stylu Poego scenografiach i strojach, nieodmiennie stylizowanych albo na wiek XIX, albo ("Studnia i wahadło", "Maska Śmierci Szkarłatnej") na epokę późnego średniowiecza lub renesansu.
Chyba właśnie ten klasyczny nastrój horroru, ta gotycka atmosfera, choćby i klasy B - są najbardziej przejmującymi aspektami owych filmów. Corman straszył tym, czym straszyło się zawsze: lochami, trumnami, cmentarzami, zamczyskami, nikłym światłem gazowych lamp i świeczników, nocną burzą za oknami pałacu etc. Nie miało to wiele wspólnego z typową np. dla Kinga koncepcją horroru w małym, zwyczajnym aż do bólu miasteczku na Środkowym Zachodzie USA, ani z bezsensownymi, odrażającymi "slasherami", w których grupki amerykańskich nastolatków wyrzynane są bez sensu i celu przez psychopatów. Nie znaczy to oczywiście, by filmy Cormana przekazywały jakąś szczególną głębię - były jednak wystarczająco stonowane, by gwarantować nutkę dreszczu, gdy oglądało się je przy zgaszonym świetle, zarazem jednak nie obrażały poczucia estetyki i nie stwarzały poczucia zmarnowania cennych godzin.
Adam Witczak
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2605 gości