Amerykańskie wskaźniki makroekonomiczne
- Utworzono: piątek, 17, czerwiec 2016 00:00
Istnieje wiele odczytów makroekonomicznych z USA, które mają wpływ na to, co dzieje się na forexie czy giełdach. Wymienimy najważniejsze z nich. Codziennie kolejnym odczytom z tej puli przyglądają się miliony analityków i inwestorów.
Truizmem byłoby stwierdzenie, że istotny dla gospodarki i rynków finansowych jest poziom stóp procentowych. W przypadku USA to tzw. stopa funduszy federalnych (Fed funds rate), według której banki przyznają sobie jednodniowe pożyczki (tzw. overnight) – głównie po to, by utrzymać wymagany poziom rezerwy obowiązkowej. Zasadniczo stopy podnosi się, gdy gospodarka jest w dobrej formie, a obniża – gdy jest w słabej. Tak przynajmniej wygląda to w głównym nurcie współczesnej myśli ekonomicznej, choć oczywiście są i tacy, którzy chcieliby (jak np. szkoła austriacka) regulowanie stóp scedować całkowicie na wolny rynek. Niskie stopy w domyśle mają zachęcać konsumentów i przedsiębiorców do zaciągania kredytów, a następnie podejmowania inwestycji lub też kupowania produktów i towarów. Ma to w założeniu pobudzać popyt i niejako 'rozkręcać' gospodarkę. Wysokie stopy premiują z kolei depozytariuszy, oszczędzających np. na lokatach. Aktualnie zakres wahań stopy funduszy federalnych w USA to 0,25 – 0,50 proc. To bardzo niski poziom, a i tak jest on efektem jednej podwyżki, dokonanej w grudniu 2015 – po długich i skomplikowanych deliberacjach.
Inna ważna publikacja to tzw. payrollsy, czyli dane z rynku pracy, publikowane w pierwszy piątek każdego miesiąca i dotyczące miesiąca poprzedniego (co oznacza, że np. u progu maja poznajemy wyniki kwietniowe). Ten pakiet zawiera w sobie m.in. stopę bezrobocia U-2 (która jednak nie uwzględnia osób pracujących w niepełnym wymiarze godzin oraz tych, które nie poszukują już pracy). Istotniejsze są jednak non-farm payrolls – czyli dane o przyroście lub spadku liczby nowych miejsc pracy poza rolnictwem (pomijają one też samozatrudnienie oraz zatrudnienie w organizacjach non-profit). Z nich wydziela się też non-farm private payrolls – który to odczyt uwzględnia tylko sektor prywatny. Dla przykładu, payrollsy za maj 2016 roku były zaskakująco słabe: wynik total nonfarm to tylko 38 tys., total private to 25 tys. Dość powiedzieć, że na rynku prognozowano (skąd biorą się takie prognozy, to inna sprawa) 161 tys. i 154 tys. Oczywiście, im lepsze dane, tym większy optymizm na rynku amerykańskim – i np. w obecnych czasach oznaczałoby to wzrost wartości dolara w przekonaniu, że przy dobrych doniesieniach z rynku pracy Rezerwa Federalna dokona podwyżki stóp.
Rynek pracy analizowany jest też pryzmat tygodniowej liczby nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (wiadomo – im ich mniej, tym lepiej). Ważne jest też to, czy w danym miesiącu wzrosła (powyżej prognoz) płaca godzinowa (informacja o tym zawiera się w raporcie payrolls).
Jeszcze innym odczytem jest raport ADP, który przygotowuje firma prywatna o tej nazwie. Na własny rachunek szacuje ona zmianę zatrudnienia w danym miesiącu – w sektorze prywatnym. Raport publikowany jest zwykle dwa dni przed payrollsami, czyli zwykle w pierwszą środę miesiąca. Często odbiega on od payrollsów rządowych.
Ważna jest produkcja przemysłowa za dany miesiąc, a ściślej – jej dynamika. Odczyt taki publikuje (zwykle mniej więcej w połowie miesiąca następującego po tym, którego dotyczą dane) Rezerwa Federalna. Przy obliczeniach wykorzystuje się tzw. formułę Fishera. Dla przykładu, w maju 2016 – o czym poinformowano 15 czerwca – produkcja ta spadła o 0,4 proc. m/m, a prognozowano wzrost o 0,1 proc.
Rynek patrzy też na dane Census Bureau o zamówieniach (orders) w przedsiębiorstwach. Podaje się dynamikę miesięczną zamówień ogółem, zamówień na dobra trwałego użytku i zamówień na dobra trwałe po pominięciu środków transportu. Dane są publikowane dwa razy, raz jako wstępne i raz jako finalne.
Informacje o sprzedaży detalicznej również prezentuje Census Bureau (agencja ta jest częścią Departamentu Handlu). Raport ma wersję zwykłą i taką, w której pomija się samochody. Dynamika podawana jest w ujęciu miesięcznym.
Idźmy dalej. Dealerzy, traderzy i bankierzy, patrząc na USA, spoglądają też na PKB, bilans handlowy czy inflację CPI i PPI (produkcyjną). To dość powszechnie znane wskaźniki, nie będziemy tu ich szczegółowo analizować. Co do inflacji, to teoretycznie mogłoby się wydawać, że wysoki jej odczyt powinien osłabiać dolara (w końcu inflacja kojarzy się nam z pieniądzem niewiele wartym), w praktyce jednak reakcja często okazuje się odwrotna. To dlatego, że jeśli inflacja sytuuje się wysoko, to wówczas Rezerwa Federalna może brać się za podwyższanie stóp – w pewnym sensie "jest z czego schodzić". A wizja wyższych stóp napędza siłę waluty amerykańskiej. Z drugiej strony, jeśli CPI (oraz PPI i inne mierniki inflacyjne) notuje niskie poziomy (np. deflacyjne), to rodzi się sygnał, że Fed może obniżać stopy lub stosować inne metody luzowania monetarnego (z QE włącznie). Sama perspektywa tego, sama szansa na to – już wystarcza, by z wyprzedzeniem osłabiać dolara.
Ważne wskaźniki to PMI i ISM – dla sektorów przemysłowego i usługowego. Pierwszy z nich, tj. Purchasing Manager Index, przygotowuje firma Markit Group, drugi jest dziełem Instytutu Zarządzania Podażą (Institute for Supply Management). Indeksy te bazują na ankietach przeprowadzanych wśród managerów dużych przedsiębiorstw. Są oni pytani o takie kwestie jak zamówienia, ceny, zatrudnienie i sprzedaż, a odpowiadają w prosty sposób - stwierdzając, czy w aspektach tych doszło do zmiany w którąkolwiek stronę. A zatem, na przykład, czy w danym miesiącu wzrosło w ich firmach zatrudnienie. Następnie dla danego zagadnienia (czyli np. zamówień albo zatrudnienia) stosuje się wzór na wskaźnik częściowy: PMI = p1*1 + p2*0.5 + p3*0, gdzie p1 to procent odpowiedzi sugerujących poprawę sytuacji, p2 to procent odpowiedzi mówiących o tym, że nie doszło do zmiany, p3 to odpowiedzi mówiące o pogorszeniu się nastrojów. Wynik poniżej 50 pkt wskazuje na przewagę słabych nastrojów, wyższy niż 50 pkt - na przewagę optymistów, dobrą kondycję w danym aspekcie. W końcu na bazie pięciu indeksów częściowych konstruuje się ostateczny indeks, przypisując odpowiednie wagi kolejnym subindeksom (0,3 dla nowych zamówień, 0,25 dla produkcji, 0,2 dla zatrudnienia, 0,15 dla czasów dostawy, 0,1 dla zapasów).
Wskaźniki PMI i ISM podawane są w wersjach wstępnej i finalnej. Ta pierwsza ukazuje się dobrych kilka dni przed końcem opisywanego miesiąca, ta druga nieco później, np. na przełomie miesięcy.
Według podobnej metodologii zbudowany jest indeks Chicago PMI, przygotowywany przez firmę MNI. Ten wskaźnik koncentruje się jednak na aktywności sektora wytwórczego w okolicach Chicago, czyli w jednym z największych obszarów przemysłowych na świecie. Interpretacja jest standardowa – powyżej 50 pkt optymizm, poniżej tej granicy – pesymizm.
Rezerwa Federalna też oferuje kilka wskaźników. Mamy np. indeks oddziału Fed z Richmond – powstający w oparciu o ankiety realizowane w ok. 100 przedsiębiorstwach. Ankietowani kierownicy udzielają odpowiedzi na temat tego, jakie przewidują zmiany w swoich firmach, przy czym chodzi o okres najbliższych 6 miesięcy. Graniczna wartość to 0 punktów (zero). Powyżej niej można mówić o poprawie warunków ekonomicznych (im wyżej, tym lepiej), poniżej mamy zdecydowane pogorszenie.
Indeks Fed z Filadelfii opiera się na ankietach wypełnianych przez managerów z rejonu Pensylwanii, New Jersey i Delaware. Są oni pytani o swe przewidywania co do zatrudnienia, zamówień, dostaw, zapasów czy cen w swoich firmach. Rezultat jest publikowany w punktach, zero to wartość graniczna, podobnie jak przy indeksie z Richmond.
Uniwersytet Michigan bada nastroje konsumentów, efektem jest wskaźnik wyrażany w punktach. Im wyżej, tym lepiej, w ostatnich miesiącach są to wartości w przybliżeniu w okolicach 90 – 95 pkt. Badanie dotyczy pół tysiąca gospodarstw domowych, odbywa się telefonicznie, analizowane są oceny bieżących warunków ekonomicznych tychże gospodarstw oraz ich zamierzenia na przyszłość. Ma to służyć poznaniu potencjału nabywczego konsumentów.
Na rynku nieruchomości istotne są m.in. takie publikacje jak sprzedaż nieruchomości na rynku wtórnym, liczba rozpoczętych w danym miesiącu budów domów i liczba pozwoleń wydanych na takie budowy. Istnieją też inne narzędzia mierzące stan rynku. Na przykład indeks NAHB oscyluje w zakresie od 0 do 100 pkt i opiera się na badaniu nastrojów, jakie panują wśród członków stowarzyszenia NAHB (a skupia ono przedsiębiorców budujących domy). Kryterium jest jak w PMI – powyżej 50 pkt mamy przewagę odpowiedzi pozytywnych, poniżej tej granicy jest dominacja pesymistów.
Indeks cen domów S&P/Case-Shiller bada wzrost lub spadek cen domów w danym miesiącu według metodologii zbudowanej przez Karla Case'a i Roberta Shillera (nie będziemy jej tu szczegółowo analizować). Bada się 10 i 20 metropolii, wynik to dynamika procentowa w skali rocznej.
Mamy też indeks FHFA - tj. przygotowywany przez Federal Housing Finance Agency. Jest to raport, który podsumowuje zmiany średnich cen domów jednorodzinnych. Wynik podawany jest w formie procentowej dynamiki m/m, niespełna 2 miesiące po zakończeniu okresu, którego dotyczy (np. publikacja za maj 2016 nastąpiła 21 lipca).
Wiadomo – dla potencjalnych nabywców nie jest dobrze, gdy ceny rosną (chyba że chodzi im tylko o spekulację i szybkie doczekanie cen jeszcze wyższych), niemniej z perspektywy rynków finansowych pozytywne są wysokie odczyty dynamiki cen nieruchomości.
The Conference Board to niezależna organizacja non-profit, która przygotowuje publikacje makroekonomiczne uważane powszechnie za wiarygodne barometry kondycji ekonomicznej Stanów Zjednoczonych.
Firma publikuje m.in. indeks zaufania konsumentów (w każdy ostatni wtorek miesiąca). Powstaje on na podstawie ankiet, w których udział bierze 5 tysięcy gospodarstw domowych. Respondenci oceniają swą bieżącą sytuację i prezentują swe oczekiwania. Wynik jest ogłaszany w punktach, mocno przypomina to indeks Uniwersytetu Michigan – i wartości w ostatnich czasach również są nieco powyżej 90 pkt.
Conference Board ma w swym 'asortymencie' (jeśli można to tak nazwać) także trzyczęściowy raport miesięczny o wskaźnikach cyklu koniunkturalnego. Korzenie tej publikacji sięgają roku 1938 i danych publikowanych przez National Bureau of Economic Research (NBER).
Ów raport ma trzy części składowe. Pierwsza to indeks wyprzedzający (leading), druga to indeks zbieżny (coincident), a trzecia to indeks opóźniony (lagging). Za najważniejszą można chyba uznać część wyprzedzającą. Składa się ona aż z 10 składników. Są to:
- średnia tygodniowa liczba godzin pracy w przemyśle przetwórczym (average weekly hours, manufacturing);
- średnia z tygodniowych liczb wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, składanych po raz pierwszy (average weekly initial claims for unemployment insurance)
- nowe zamówienia producentów na dobra konsumpcyjne i materiały (manufacturers' new orders, consumer goods and materials)
- indeks nowych zamówień ISM (ISM new order index)
- nowe zamówienia producentów na dobra inwestycyjne bez obronności i pojazdów latających (manufacturers' new orders, non-defense capital goods excl. aircraft)
- miesięczna liczba pozwoleń na wznoszenie budynków mieszkalnych (building permits, new private housing units)
- indeks S&P500 – tj. średnia tego giełdowego indeksu, obejmującego 500 ważnych przedsiębiorstw z amerykańskiego parkietu
- Leading Credit Index – złożony z sześciu wskaźników cząstkowych, opartych np. o LIBOR czy 2-letni spread swapowy; dawniej w tym miejscu dawano podaż pieniądza M2
- różnica pomiędzy rentownością 10-letnich obligacji skarbowych rządu USA a stopą funduszy federalnych
- indeks oczekiwań konsumentów (Uniwersytetu Michigan)
Uzyskanym wartościom przypisywane są określone wagi i następnie według specjalnego wzoru obliczany jest finalny wynik – m.in. w postaci procentowej dynamiki miesięcznej. Na przykład w marcu 2016 zanotowano +0,1 proc., miesiąc później +0,2 proc., a w maju +0,6 proc. Ta dynamika jest istotna, jakkolwiek podaje się też odczyt punktowy, np. w kwietniu 2016 było to 123,9 pkt gdzie za 100 pkt uznano poziom z roku 2010.
Indeks zbieżny ma mniej składników, jest ich tylko cztery:
- zatrudnienie poza rolnictwem (employees on nonagricultural payrolls)
- dochody osobiste pomniejszone o transfery (personal income less transfer payments) – co oznacza w głównej mierze pensje, ale bez rent, bonów żywnościowych, płatności z social security itd.
- indeks produkcji przemysłowej (industrial production)
- wielkość produkcji i sprzedaży (manufacturing and retail trade sales)
Także i tu poszczególnym składnikom przypisuje się wagi i wylicza ostateczny rezultat, przy czym inwestorów interesuje przede wszystkim dynamika miesięczna. To samo rzec można o indeksie opóźnionym, który ma siedem części składowych:
- średnia długość bezrobocia (average duration of unemployment)
- zapasy w przemyśle przetwórczym i handlu porównane ze sprzedażą (inventories to sales ratio, manufacturing and trade)
- koszty pracy w przemyśle przetwórczym na jednostkę produktu (labor cost per unit of output, manufacturing)
- przeciętna stopa procentowa dla najmniej ryzykownych klientów (average prime rate)
- poziom zadłużenia w przemyśle i handlu (commercial and industrial loans)
- wartość kredytów konsumpcyjnych gospodarstw domowych porównana z sumą ich dochodów (consumer installment credit to personal income ratio)
- inflacja CPI w usługach (consumer price index for services)
Nie będziemy tu wnikać w to, skąd są brane i jak wyliczane poszczególne elementy trzech opisanych wyżej indeksów Conference Board. Widzimy jednak, że przynajmniej część z nich to wielkości, które omawialiśmy w pierwszej części artykułu.
Opisane przez nas dane makroekonomiczne nie są bynajmniej czysto teoretycznymi zabawkami bez wpływu na rzeczywistość. Przeciwnie – przynajmniej niektóre z nich są na tyle istotne, że jeśli ich odczyty w danym okresie (np. miesiącu) znacząco odbiegają od prognoz, to może się to skończyć sporymi przetasowaniami na wykresach indeksów giełdowych czy par walutowych. Na przykład, jak to już wcześniej pisaliśmy, bardzo słabe dane z rynku pracy (non-farm payrolls), przedstawione w czerwcu (a dotyczące maja), zaowocowały gwałtownym osłabieniem dolara – w ciągu jednego dnia kurs powędrował z okolic 1,1140 do 1,1355, co na tym instrumencie jest bardzo poważnym ruchem.
Kamil Kiermacz
BIBLIOGRAFIA:
W. Zembura, Wskaźniki ekonomiczne charakteryzujące koniunkturę gospodarczą USA, w: Wybrane problemy koniunktury, wzrostu gospodarczego oraz konkurencji w teorii i praktyce, red. G. Musiał, Wydawnictwo Uniwersytetu Ekonomicznego, Katowice 2012.
K. Kochan, Forex w praktyce, Onepress 2009.
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2561 gości