Gdy nadciągają chmury, nie wierzymy, że będzie padać (2)
- Utworzono: poniedziałek, 18, marzec 2013 17:53
Najnowsze wydarzenia na Cyprze uświadamiają nam, że podstawy porządku społecznego i prawnego, funkcjonującego w tzw. cywilizowanym świecie Zachodu, są być może zaskakująco kruche. Zwykle wydaje się nam, że w ostatniej instancji ktoś nas wybawi z najgorszej opresji. Być może banki będą miały kłopoty - ale ostatecznie ktoś (odpowiednie służby, urzędy, władze - przecież tyle ich jest) zadba o to, by nie stała się nam krzywda. A przynajmniej - by nie stała się krzywda zbyt wielka, naprawdę drastyczna i dramatyczna. Być może prawo nie działa jak pięknie naoliwiony mechanizm, ale przecież istnieją jakieś ograniczenia, procedury, prawa człowieka itd.
Tak właśnie sobie myślimy. Bo to przecież nie jest jakiś "dziki" kraj afrykański, republika bananowa czy państwo upadłe - to Polska, ba, co tam Polska, to Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy etc. Państwa być może ułomne, niedoskonałe, ale jednak - chciałoby się wierzyć - w pewien sposób poważne, niemało gwarantujące swoim obywatelom. Tymczasem okazuje się, że władze Cypru, niespecjalnie pytając obywateli o zgodę, ponad ich głowami postanowiły najzwyczajniej w świecie zabrać im część pieniędzy. Oczywiście, podatki istnieją, to nic nowego - do tej pory jednak nie zdarzało się, by rząd wprowadzał je na zasadzie jednorazowego, stosunkowo wysokiego potrącenia, celem spłaty długów i uratowania sektora bankowego. Zapewne Cypryjczycy czują się, delikatnie rzecz ujmując, zaskoczeni. I oszukani.
Nie twierdzę zresztą, że rząd tego kraju dokonuje całej operacji z przyjemnością i złośliwym uśmieszkiem na ustach. Być może nawet wypadło tak, że obecna ekipa musi wypijać piwo nawarzone przez ekipy poprzednie. Ktoś powie, że bankructwo państwa byłoby rozwiązaniem na dłuższą metę lepszym, choć oczywiście w krótkim terminie jeszcze bardziej bolesnym niż konfiskata kilku czy kilkunastu procent oszczędności. Bardzo możliwe, ale tak czy inaczej z zaistniałej sytuacji nie ma wyjścia gładkiego i zadowalającego wszystkich.
De facto jednak nie o tym chciałem mówić. Znacznie ciekawszy jest sam fakt, że tak naprawdę wszystkie nasze gwarancje w skrajnych sytuacjach przestają być cokolwiek warte. Na razie Hiszpanie boją się, że ich także dotknie podobna metoda radzenia sobie z kryzysem. W innych krajach przeciętny obywatel myśli sobie zapewne: to niemożliwe, żeby doszło do tego u nas. Trudno to sobie wyobrazić.
Mało tego, gdyby ktoś zasugerował, że być może w następnym kraju państwo pozwoli sobie przywłaszczyć nie 5 czy 10 procent depozytów, ale na przykład jedną czwartą albo połowę - nikt nie potraktowałby go poważnie. Pukalibyśmy się w głowę, mówiąc: "bez przesady, są przecież pewne granice, rząd nie może tak sobie po prostu...". Podobnie przecież myślimy o wielu innych zagrożeniach, zarówno tych ze strony państwa, jak i tych z obszaru katastrof naturalnych czy niepokojów społecznych. A kiedy kolejne progi są przekraczane, wówczas przyzwyczajamy się do nich - i w dalszym ciągu wierzymy, że nie zostaną przekroczone progi następne. Kto wie, być może wtedy, gdy bezrobocie w Hiszpanii czy Grecji przekraczało poziom 20 proc., wielu również nie sądziło, by mogło kiedykolwiek przekroczyć 25 proc.? Bo przecież "bez przesady, jedna czwarta potencjalnych pracowników bez pracy? W nowoczesnym, europejskim kraju? No, dobrze, może 20 procent, ale przecież nie więcej...".
Życie jednak potrafi zaskakiwać, a rzut oka na historię pokazuje, że zaskakiwało naprawdę często. Do tego stopnia, że właściwie nic nie powinno nas już zadziwiać, jeśli chodzi o kryzysy ekonomiczne, zmiany społeczne, przewroty i przełomy polityczne etc. Mimo tego za każdym razem jesteśmy mniej lub bardziej zdziwieni i po raz kolejny powstrzymujemy wyobraźnię, by nie psuć sobie miłego popołudnia lub wieczoru...
J. Sobal
Menu
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2515 gości