Genialny strateg na rynkowym polu bitwy
- Utworzono: środa, 10, lipiec 2013 15:46
Jakie są strategie inwestowania w akcje na giełdzie? Najprostsza, a zarazem dość prowokacyjna odpowiedź mogłaby brzmieć: różne. W rzeczy samej, sposobów myślenia o akcjach i o tym, kiedy warto je kupować, a kiedy sprzedawać, jest bardzo dużo. Nie znaczy to jednak, że nie da się ich w pewien sposób usystematyzować.
Pierwszy podział, jakiego możemy dokonać, dotyczy nie tyle samego postępowania, ile raczej, narzędzi z jakich się korzysta. W takim ujęciu podstawowe metody to analiza fundamentalna, analiza techniczna oraz zaawansowane modele matematyczne, wywiedzione np. z tzw. analizy portfelowej czy (szerzej) z metod ilościowych. W tym ostatnim przypadku próbuje się zbudować takie portfele akcji, które umożliwią maksymalizację stopy zwrotu przy określonym poziomie ryzyka – lub minimalizację ryzyka przy z góry założonej stopie zwrotu. Analiza portfelowa jest sformalizowaną teorią matematyczną (a przynajmniej można ją przedstawić w takiej postaci), o której w największej ogólności powiedzieć można, że opiera się na dywersyfikacji portfela w oparciu o kryteria zapisane formułami matematycznymi. Z tego powodu nawet pobieżny jej opis - taki, który byłby czymś więcej niż definicją encyklopedyczną - wymaga odrębnego opracowania.
Analiza fundamentalna w istocie nie jest pojęciem formalnym – oznacza po prostu rozległe spojrzenie na przedsiębiorstwa pod kątem ich danych finansowych, takich jak przychody i zyski (tudzież ewentualne straty), wielkości aktywów i pasywów, zmiany tych wielkości w czasie, a także proporcje między nimi. Co więcej, obejmuje ona także ogólny ogląd całych sektorów (np. przemysłu naftowego albo spożywczego) i całej gospodarki. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że ideą analizy technicznej jest inwestowanie w te spółki, których dane prezentują się dobrze i obiecująco. Istota sprawy leży jednak w tym, że samo określenie tego, które spółki są „obiecujące”, jest kwestią dyskusyjną – i to właśnie z rozmaitych poglądów na ten temat wynikają konkretne strategie (np. inwestowanie we wzrost lub w wartość).
Mamy wreszcie analizę techniczną, czyli analizę wykresów cen przy jednoczesnym przeświadczeniu, że wykresy te dają nam wystarczająco dużą wiedzę o rynku i spółce, by móc inwestować. Zasadniczo analitycy techniczni posługują się trzema narzędziami: formacjami wykresu, formacjami świecowymi i wskaźnikami. Formacje wykresu to określone kształty, „figury” widoczne na wykresie (rzadko opisywane w sposób formalny, tj. wzorami i ścisłymi kryteriami) i w założeniu mające tendencję do powtarzania się. Formacje świecowe to określone kształty świec japońskich (prezentujących nam zmianę kursu w danym okresie czasu, np. w ciągu dnia). Wskaźniki to funkcje matematyczne, będące w istocie przekształceniami wykresu cen (opierają się one zwykle na różnicach, sumach i ilorazach cen z różnych momentów, np. cen zamknięcia). Przykładowe wskaźniki to np. RSI, %R, ULT, MACD, TRIX czy ADX. Zakłada się, że „oczyszczają” one pierwotne ceny z okazjonalnego szumu, uśredniają kurs i wydobywają z niego to, co najistotniejsze – a więc np. obecność trendu czy też pierwsze oznaki jego zmiany.
W obszarze analizy fundamentalnej możemy wyróżnić przynajmniej kilka standardowych strategii. Inwestowanie w wartość opiera się na kupowaniu akcji tych spółek, które są przez rynek wyceniane niżej rzeczywiście są warte. Cóż to znaczy „rzeczywiście”? To już bardziej złożone. W najprostszym ujęciu może chodzić po prostu o wartość księgową, tj. o różnicę pomiędzy aktywami a zobowiązaniami. Można więc szukać spółek, w przypadku których nisko stoją wskaźniki C/WK czy C/Z (cena do zysku). Strategia opiera się na przeświadczeniu, że interesujące nas spółki nie zostały jeszcze docenione przez rynek, ale błąd ten będzie korygowany – w wyniku czego kurs ich akcji wzrośnie.
Istotne jest jednak to, że nie każda spółka nisko wyceniana przez rynek kwalifikuje się do opisywanej strategii. W przeciwnym razie opierałaby się ona bowiem o banalne i przypadkowe kupowanie każdej rekordowo taniej akcji w przeświadczeniu, że w końcu cena ruszy do góry. Można się jednak domyślić, że chodzi nam o firmy, które są naprawdę obiecujące. To oznacza, że nie mogą być przesadnie zadłużone, powinny wypłacać dywidendy, wskazane jest, by wypracowywały w ostatnich latach zyski – i prezentowały pod tym względem dodatnią dynamikę. Warunki te czasami się rygorystycznie formalizuje – np. wymaga się, by wskaźnik płynności finansowej był niższy niż 1,5, a zobowiązania krótkoterminowe nie przekraczały 110 proc. kapitału obrotowego. Wskaźniki C/Z i C/WK winny być jak najniższe – w szczególności niższe niż 1 (czasami 1,20), a zarazem dodatnie. Oczywiście wskaźniki te należy też rozpatrywać w porównaniu ze wskaźnikami innych spółek z danego sektora, a także z ich średnią.
Inwestowanie w wartość pomyślane jest zasadniczo jako strategia długoterminowa, obliczona nawet na wiele lat. Za mistrza tego sposobu myślenia uważa się często Warren Buffetta Co więcej, z psychologicznego punktu widzenia można powiedzieć, że jest to swoiste związanie się z przedsiębiorstwem, a nie „suche” obracanie walorami w sposób spekulacyjny. Mile widziane są firmy produkujące konkretne, namacalne wytwory czy też świadczące konkretne usługi.
Inne podejście to inwestowanie we wzrost. Tutaj na początku nieraz godzimy się z tym, że firma jeszcze nie ma bardzo mocnej, ustalonej pozycji, być może nawet nie wypłaca dywidendy i nie generuje ogromnych zysków. Jednocześnie jednak zakładamy, że będzie się szybko rozwijać (oczywiście musimy mieć podstawy do tego, by tak twierdzić), w szczególności – że będzie prezentowała wysoką dynamikę zysków. To zdarza się częściej w przypadku spółek mniejszych i początkujących (tych, którym na rynku się powiodło), podobnie jak np. ubogie kraje rozwijające się nieraz mają wyższą dynamikę PKB niż bogate kraje Zachodu (dynamikę – a nie np. kwotę PKB na głowę). Często firm dobrych dla tej strategii szuka się w obszarze nowych technologii, przyciągających uwagę inwestorów i konsumentów. Można nawet zaryzykować udział w bańce spekulacyjnej – o ile tylko podejrzewa się, że weszło się wystarczająco wcześnie, a wyjdzie szybko.
Wariantem powyższej strategii jest tzw. CAM SLIM – metoda opracowana pod koniec lat 80-tych przez Williama O’Neila. Ta nazwa to skrót. „C” oznacza „current earnings” (bieżące zyski) – O’Neil sugerował, by brać pod uwagę firmy, których zysk w ostatnim kwartale wzrósł w stosunku rocznym o najmniej 20 proc. – bez brania pod uwagę zdarzeń jednorazowych. „A” to „annual earnings” (zyski roczne) – chodzi o to, by zysk na akcję w ciągu ostatnich trzech lat co roku rósł o jedną czwartą. „N” to „new” – mowa zatem o spółkach nie tylko nowych, młodych, ale i o tych, w których doszło w ostatnim czasie do jakiejś znaczącej odnowy (rebranding, nowe technologie, nowe władze i strategie etc.). Literka „S” symbolizuje „suppy and demand” (podaż i popyt) – odnosi się do tego, że warto kupować akcje firm, które wyemitowały mało walorów. Chodzi o to, że w przypadku przedsiębiorstwa, które ma dużo akcji w obrocie, potrzeba niestety sporego popytu, by dokonać znaczących zmian. „L” to „leader or laggard” – „lider lub maruder”. To wycieczka w stronę analizy technicznej – chodzi o to, by rozpoznać liderów rynku czy sektora, a za jeden ze znaków tego William O’Neil uznał wysoki (nawet powyżej 80, 90 pkt) poziom wskaźnika RSI. „I” to oznaczenie inwestorów instytucjonalnych – warto, by byli w akcjonariacie, świadczy to bowiem o tym, że darzą fimę zaufaniem, źle natomiast, gdy niemal wszystkie akcje rozproszone są pomiędzy drobnych inwestorów. Wynika to z faktu, że duzi inwestorzy grają dużymi pieniędzmi i muszą rozsądnie podejmować decyzje, często wchodzą w inwestycje długoterminowe, a poza tym nieraz posiadają zakulisową wiedzę, niedostępną drobnym graczom. Wreszcie mamy literkę „M” – „market direction”, czyli kierunek rynku. Sensem tego jest – w długim terminie – podążanie za trendem, co wpisuje się w podejście wielu analityków technicznych. Odbiega to od podejścia miłośników Buffetta i inwestowania w wartość, którzy w skrajnych przypadkach gotowi są nawet kupować w czasie wyraźnej bessy, wychodząc z założenia, że warto nabywać walory – bo przecież są tanie. Prędzej czy później ich cenna powinna natomiast wzrosnąć. W CAM SLIM zakłada się raczej kupno w trendzie wzrostowym – aby ewentualnie sprzedać jeszcze drożej.
Połączeniem podejścia „wartościowego” i „wzrostowego” jest GARP (growth at reasonable price) – a więc kupowanie akcji spółek, które są wzrostowe i mają ponadprzeciętne wyniki, a jednocześnie nie są obecnie przez rynek wyceniane ani skrajnie nisko, ani skrajnie wysoko.
Przy analizie technicznej, o której wspominaliśmy na początku, często stosuje się tzw. sygnały oscylatorów lub formacji. Wówczas strategia zasadza się na określeniu, jakie wartości wskaźników lub układy linii tworzących ich wykresy należy uznać za wskazujące określone zmiany trendu. Na przykład uznaje się, że jeśli wskaźnik taki jak RSI czy ULT znajduje się powyżej określonego, górnego poziomu, to oznacza to, że rynek jest wykupiony (jeśli poniżej dolnego – to wyprzedany), a to ma sugerować rychłą zmianę trendu, zwłaszcza gdy wykres wskaźnika powraca z newralgicznego obszaru. Z kolei w przypadku STS czy MACD sygnałem jest sytuacja, w której linia wskaźnika przecina w określony sposób tzw. linię sygnalną (np. jeśli od dołu, a linia sygnalna nie maleje – to powinniśmy kupować). Tego typu reguły także są stosowane przez wielu inwestorów jako swego rodzaju strategie. W każdym razie za strategię uznać można konkretny zbiór zasad określających to, które sygnały uznajemy za ważne i w jakich okolicznościach.
Widać zatem, że nawet bardzo pobieżny ogląd strategii kupowania akcji zajmuje nieco miejsca, co zresztą nie jest niczym dziwnym. Ekonomia to przecież – zresztą wbrew przekonaniu niektórych – nie fizyka. Brak tu stałych fizycznych oraz prostych zależności – wszystko, co mogą uczynić inwestorzy, to pewne matematyczne modele, będące jednak uproszczeniami i przybliżeniami, do tego zaś dochodzi odrobina wyczucia, doświadczenie i wreszcie łut szczęścia. Dużą rolę grają czynniki psychologiczne – rozmaite informacje z rynku mogą np. wywoływać gwałtowne kupowanie lub sprzedaż walorów. Ba, nawet sam zarobek na transakcjach to pojęcie względne – w dalekiej przyszłości, gdy nadejdzie „czarna godzina”, nawet wyprzedaż pakietu akcji po cenie kilka razy niższej niż cena zakupu ćwierć wieku temu, może się nam subiektywnie objawić jako życiodajne koło ratunkowe.
Kamil Kiermacz
-
Popularne
-
Ostatnio dodane
Menu
O Finweb
ANALIZY TECHNICZNE
Odwiedza nas
Odwiedza nas 2388 gości