• WIG
  • WIG20
  • WIG30
  • mWIG40
  • WIG50
  • WIG250
WALUTY
WSKAŹNIKI MAKRO
SymbolWartość
Inflacja CPI16.6%
Bezrobocie5.0%
PKB1.4%
Stopa ref.5.75%
WIBOR3M5.86%
logo sponsora
GIEŁDY - ŚWIAT
INDEKSY - POLSKA
TOWARY

Reklama AEC

Monopol czy naturalne prawo?

Tak zwane prawa autorskie i patenty to jeden z punktów zapalnych współczesnej debaty politycznej, społecznej i ekonomicznej (czego świadectwem były zmasowane protesty przeciw ACTA na początku 2012 roku). Kolejne rewolucje technologiczne, z których najważniejszą jest oczywiście gwałtowny rozwój internetu (za wcześniejsze etapy uznać można powstanie kserografu i innych urządzeń powielających, a także masowe użytkowanie magnetofonów i magnetowidów w latach 80-tych i 90-tych), w dużej mierze podważyły sens "własności intelektualnej" w jej dotychczasowym kształcie.

Trzeba zresztą mieć na uwadze, że ów dotychczasowy kształt nie jest - jak chciałoby nam zasugerować lobby koncernów wydawniczych - czymś odwiecznym, fundamentalnym i naturalnym, a jedynie pewną konstrukcją prawną opartą na zasadzie przywileju. W rzeczy samej historia tego przywileju nie jest wcale długa, w najlepszym razie sięga początków XVIII wieku, a w dojrzałej postaci - przełomu XIX i XX stulecia. Dlatego też odczuwam niemałą satysfakcję, gdy głosy kontestujące zasadność tego systemu przedostają się do głównego nurtu debaty publicznej. Wspomnijmy choćby takie postaci jak pisarz science-fiction Cory Doctorow czy polski programista Maciej Miąsik, nie mówiąc już o ogólnoświatowym ruchu wolnego oprogramowania czy rozmaitych krajowych mutacjach "Partii Piratów".

Miłym rozpoczęciem dnia było więc przeczytanie felietonu niejakiego p. Andrzeja Sienkiewicza, który na swoim blogu (prowadzonym w ramach portalu natemat.pl) zajął się tematem, wychodząc od przypomnienia niemiecko-duńskich badań dotyczących "wpływu zamknięcia wielkiego serwisu pirackiego Megaupload na frekwencję w kinach". Okazuje się, że wyniki tychże badań są mocno niejednoznaczne, tzn. nie wskazują wcale na to, że zamknięcie tak potężnego serwisu spowodowało znaczący wzrost sprzedaży biletów. W istocie, sprzedaż w przypadku niektórych filmów nawet spadła. Pan Sienkiewicz słusznie wnioskuje, że prawa autorskie są obecnie pozbawione większego znaczenia, przynajmniej w odniesieniu do takich "dóbr" jak filmy, muzyka, książki itd. W istocie tak właśnie jest, choć określone środowiska budzą w nas (konsumentach) systematyczny kompleks winy, a od czasu do czasu pewne osoby padają ofiarą kontroli i weryfikacji tego czy innego rodzaju. Sienkiewicz trafnie zauważa, że sztuka i nauka funkcjonowały zarówno w erze przed-copyrightowej, jak również w tych krajach, które (z rozmaitych przyczyn, takich jak np. "zacofanie") nie podążyły za ogólnoświatowym trendem.

Warto jednak zauważyć, że p. Sienkiewicz nie sięgnął po kluczowe argumenty, które odnoszą się nie do spraw praktycznych i utylitaryzmu, ale do samego pojęcia własności. Należy bowiem zadać sobie pytanie, co konstytuuje to pojęcie, innymi słowy - dlaczego akceptujemy fakt posiadania przez dane osoby określonych przedmiotów. Dzieje się tak z uwagi na ich rzadkość, o ile taka występuje. Naturalnym jest akceptowanie prawa własności np. do samochodu czy krzesła, albowiem są to dobra rzadkie, zatem korzystanie z nich przez jedną osobę nieuchronnie wyklucza możliwość korzystania (dysponowania nimi) przez inne osoby. Nienaturalne byłoby stosowanie prawa własności do dóbr nie-rzadkich, dlatego też nikt nie rozważa poważnie "posiadania powietrza", którego na Ziemi jest pod dostatkiem (inaczej mogłoby być na Marsie, przy założeniu, że powietrze byłoby tam dostępne w ograniczonej ilości np. w butlach tlenowych). Z informacją jest podobnie jak z powietrzem. Kluczowa nie jest kwestia pracy, "włożonego wkładu" ani też tego, "co będą jadły dzieci pisarzy?", bowiem stosowanie monopolu własności intelektualnej celem wynagradzania pisarzy i zapewniania bytu ich rodzinom już z góry zakłada słuszność konceptu własności intelektualnej ("to moja piosenka, więc ja decyduję..."). Tymczasem właśnie to jest najistotniejszym punktem spornym - czy informacją, melodią lub wzorem matematycznym można dysponować w taki sam sposób, w jaki dysponuje się krzesłem lub samochodem (zaznaczmy jednak, że kluczowy jest tu - wbrew pozorom - problem rzadkości, a nie tego, czy mamy do czynienia z dobrem niematerialnym).

Warto też odnotować liczne paradoksy współczesnego postrzegania "własności intelektualnej". Nawet zwolennicy aktualnego systemu nie są konsekwentni w wyciąganiu wniosków ze swoich założeń, czego dowodem jest np. to, że nikt poważny nie krytykuje (jeszcze!) pożyczania książek kolegom lub oglądania filmów w towarzystwie żony i dzieci, mimo że "piracki" aspekt tych działań jest oczywisty, ale umykają one uwadze odpowiednich organów czy grup stojących na straży przywilejów. Konsekwentne przestrzeganie założeń wymagałoby przyjęcia zasady "jeden użytkownik - jedna kopia", a może nawet odprowadzania tantiem za każdorazowe użytkowanie tejże kopii - albo wręcz przyjęcia zasady, że twórca może w najzupełniej dowolny sposób określić zasady użytkowania swego dzieła. Mało kto jednak rozważa tak kuriozalne wizje, tworzy się więc arbitralne rozstrzygnięcia i pojęcia w rodzaju "fair use" oraz cały system najrozmaitszych licencji, zasad użytkowania itd.

Większość konsumentów (czytelników, słuchaczy, blogerów szukających ilustracji czy cytatów) lawiruje w tym gąszczu w sposób raczej intuicyjny, nie wzdragając się np. przed wrzuceniem na YouTube swojej ulubionej piosenki zmiksowanej z fragmentami ulubionego filmu, a jednocześnie gdzieś w głębi duszy wierząc w to, że "jednak jakiś system ochrony musi być, bo inaczej nikt by nic nie tworzył". Tymczasem technologiczna transformacja doprowadziła do tego, że żyjemy już w świecie płynnym, nieustannie się zmieniającym, w którym nawet kwestia autorstwa staje się drugorzędna, czego wymownym świadectwem jest rozwój wszechobecnej kultury remiksu, opartej na ciągłym przetwarzaniu fragmentów, sampli i cytatów z innych dzieł. W tych realiach nie sposób nie zgodzić się z p. Sienkiewiczem, który przy końcu swego felietonu stwierdza, że nie jest pewne, czy w ogóle potrzebujemy systemu prawa autorskiego i patentowego - a z pewnością przydałaby się jego fundamentalna reforma, uwzględniająca rynkowe realia, zapotrzebowanie społeczne, przemiany kulturowe i panujące obyczaje.

 

J. Sobal

Kontakt z redakcją

 

 

 

Nasze Portale

         
 

 

   Multum Ofert znanywet.pl
  • Wzrosty
  • Debiuty
  • Spadki
  • Obroty
Walor Cena Zmiana



 

 

 

 

 

 

 

Walor Cena Zmiana



Walor Cena Zmiana Obroty (*)
(*) wartości w tys. zł.


Ostatnie artykuły

Popularne artykuły

Nasza witryna używa plików cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.

Zobacz naszą politykę prywatności

Zobacz dyrektywę parlamentu europejskiego

Zezwoliłeś na zapisywanie plików cookies na tym komputerze